To były święta inne niż
co roku? Nie wyjechałem na wioskę, bo nie byłem w stanie. W ogóle nie dotrwałem
do pasterki, ale w trakcie przedstawienia o Bożym Narodzeniu położyłem się spać
z bólem głowy. Święta minęły szybko, między łóżkiem, a jadalnią. Chociaż tyle
mogłem pomóc koniec końców, przy stole i przygotowaniu posiłków. W niedzielny wieczór Świętej Rodziny, spędziliśmy
miło czas z siostrami „triniterkami” (pewnie się tak nie pisze).
Tydzień następny minął lepiej. Wszystko wydaje się stabilizować. Organizuję się na nowo na misji. Nowe miejsce – nasza biblioteczka przerobiona na moje biuro. Jest tu o wiele chłodniej, choć dobijam spokojnie do 30 stopni popołudniu. Nowy styl – spotkania z ludźmi nie przy biurach, ale właśnie tu na parterze, pod naszymi pokojami, co nie jest „zdrowe”. Nowy wymiar pracy – ograniczam się do spotkań z dorosłymi, mam doglądać domu, bo jestem trochę w środku wydarzeń, zająć się projektami, bo raptem zrobiło się ich sześć równoległych, z czego trzy są zaczęte.
Mam nadzieję, że nowy rok będzie owocny misyjnie, choć inny przez upały, nasłonecznienie i moje w nim odnalezienie się. 😊