sobota, 23 kwietnia 2016

Krócej nie znaczy mniej


     Wiele wody musiało upłynąć w Wiśle, a może w Sambirano na Madagaskarze, żebym z dystansem mógł spojrzeć na swoją misję.
     Pierwsza książka, którą wydał Salezjański Ośrodek Misyjny nosi tytuł "Mada. Dziennik młodego misjonarza". Są to zapiski z moich pierwszych dwóch lat na misji. Co wieczór siadałem i pisałem kilka zdań dla Ryby* - to był jego pomysł. Nie ważne, czy byłem zmęczony, nie było prądu lub chmara komarów wisiała mi nad głową – codziennie mobilizowałem się, aby napisać kilka słów. Trzy grube zeszyty, 732 dni (bez dwóch, bo przegrałem z chorobą), tysiące wspomnień. Trochę się uzbierało.
     „Historie wyryte kamieniami", to połowa książki sprzed siedmiu lat. Kiedyś, starszy misjonarz zdradził mi pewną regułę: po roku misji możesz napisać grubą książkę, po dziesięciu latach krótszą, a po dwudziestu nie skusisz się nawet na mały artykuł.
     Na początku wszystko jest nowe: osoby, rzeczy, język, zwyczaje. Potem codzienność staje się oczywista. Wreszcie zostaje samo życie. Oddychasz, nie patrzysz czym. Po prostu oddychasz. Jesteś na misji, nie spoglądasz już na kolor skóry, ubrania, przyzwyczajenia. Żyjesz misją. Jeśli żyjesz świadomie, zawsze coś może Cię zaskoczyć.
     Nowa książka, to wspomnienia z misji, które na trwałe wyryły się w mojej pamięci. Chciałbym, aby "Historie wyryte kamieniami" wprowadziły Was w malgaski świat, który zostanie w waszej pamięci.

* Ks. Marek Rybiński, salezjanin, nazywany przez nas “Ryba”. Pracował przez cztery lata w Tunezji. Tam został zamordowany w 2011 roku.

piątek, 15 kwietnia 2016

Słowo Boże, które żyje ...


„Wybaw mnie, Boże, bo woda mi sięga po szyję. Ugrzązłem w mule topieli i nie mam nigdzie oparcia, trafiłem na wodną głębinę i nurt wody mnie porywa.” Te słowa psalmu 69, odmawiane w piątek trzeciego tygodniu, doświadczyłem na własnej skorze. Koniec marca na północy Madagaskaru odfituje w deszcze, zwłaszcza podczas cyklonów. Tamtego piątku była powódź w Bemaneviky. Do południa wszystkie ważne rzeczy (ryż, fasola i węgiel drzewny oraz baniaki z wodą pitną i generator prądotwórczy) wynieśliśmy na piętro. W południe niosłem garnek ugotowanego ryżu dla chłopców z internatu. 

Chociaż tyle za pomoc przy ratowaniu dobytku. Kiedy przechodziłem między oratorium a plebanią woda sięgała mi do klatki. Byłem prawie niesiony przez rwącą, chłodną, mulistą rzekę, która rozdzieliła naszą misję na dwie części. Ciężko mi było przedrzec się na drugą stronę, ale się udało. Bez garnka z ryżem na głowie, było łatwiej wracać. Na usta cisnęły się inne słowa z Psalmu 22 z liturgii tego piątkowego dnia: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” Ale Bóg nas wtedy nie opuścił. Zrobiliśmy co było w naszej mocy aby ratować nasze życie i mienie. Byliśmy zmęczeni, ale cali. Pozostało nam czekanie i modlitwa. Kiedy odprawialiśmy popołudniu Mszę świętą, poziom wody przestał się podnosić.


Nazajutrz rozpoczęliśmy wielkie sprzątanie. Zadanie na kolejne dni to wypędzić wszechobecną, błotną maź. Ile rąk do pracy, tylu ich potrzeba. W ruch idą wiadra i łopaty. Praca wre. A nam pozostaje tylko dodać "Chwalcie Pana, bo Pan jest dobry, śpiewajcie Jego imieniu, bo jest łaskawy. [...] Pan bowiem swemu ludowi sprawiedliwość zapewnia i lituje się nad swoimi sługami" z Psalmu 135.

Wszyscy pomagają w oczyszczeniu kościoła,
kaplicy,
przychodni,
szkoły ...


sobota, 9 kwietnia 2016

Skąd taki tytuł?

Tytuł "Historie wyryte kamieniami" zaczerpnięty jest z tradycyjnej zabawy malgaskiej, nazywanej tantara vato lub vato miteny.
Zwykle jak przychodzisz do oratorium, to znajdujesz co najmniej dwoje, troje dzieci bawiących się kamieniami. Na Madagaskarze, miejsce gier i rozrywek znanym w Europie, zajmuje zabawa odwołująca się do tradycji przodków. 
Zbierasz kilka ładnych kamieni. Potem nie rozsiadasz się na fotelu przed komputerem, ale na ziemi lub cemencie. Zamiast stukać w klawiaturę, uderzasz kamieniem o kamień. Wszystko ma sens. Opowiadasz historie ze swego otoczenia: z domu, ze szkoły, z podwórka. Historie pełne emocji. Duże kamienie, to mama i tata lub wujek, małe to dziecko i jego rodzeństwo lub koledzy. Podczas stukania kamieni, dzieci mówią o swoich przeżyciach, radościach i lękach. Odkrywa się nowy świat.
Czytając książkę "Historie wyryte kamieniami", nie musisz brać kamieni, ale możesz sobie wyobrazić moje przeżycia, radości i zmagania.

piątek, 1 kwietnia 2016

Życie na siódmym kontynencie

Czuć jeszcze zapach farby. Ciężka, ale ma niecałe sto stron. Kolorowa, bogactwem zdjęć. Jak się będzie czytać?
Właśnie ukazała się nowa publikacja. Zatytułowana dziwnie: "Historie wyryte kamieniami". Tytuł wytłumaczę następnym razem. W książce opowiadam o moim pobycie na Madagaskarze. Roczna nauka malgaskiego i miałem wrażenie nic z tego nie wyszło. Poznawałem życie w centrum kraju, wśród plemienia Betsileo.
Na kolejne cztery lata wyjechałem w specyficzne środowisko niewielkiej wioski na północy kraju - Bemaneviky. Poznałem jeszcze więcej z miejscowego życia. Tym razem byłem wtopiony w codzienność niewielkiej społeczności plemienia Sakalava. Odmienny język, zwyczaje, nawyki. 
Potem przejechałem prawie dwa tysiące kilometrów, całkiem na południe Madagaskaru. Przez dwa lata pracowałem wśród dzieci i młodzieży wielkiego miasta portowego - Tulearu, skupiającego okoliczne plemiona. W ostatnim roku przeniosłem się znów do Fianarantsoa. Gościnne centrum kraju przyjęło mnie po raz kolejny.
W drugiej części książki udzieliłem wywiadu. Po dziesięciu latach pobytu na Madagakarze, to już inny człowiek patrzy na otaczający go świat.