Selin był katechistą w
Andimaka, w wiosce położonej na południe
od naszej misji w Bemaneviky. Pomagał nam w duszpasterstwie
młodzieżowym. Ceniłem go za oddanie i poświęcenie na rzecz
naszej parafii. Niestety pewnego dnia jego siostra Larysa ciężko
zachorowała. Selin przejęty stanem zdrowia siostry, poprosił o
przyjazd księdza. Zwykle przywozimy ze sobą, nie tylko oleje do
sakramentu namaszczenia chorych, lecz także lekarstwa.
W południe pojechaliśmy
rowerami do Andimaka. Upał był niemiłosierny. Żar lał się z
nieba. Byłem mokry jak po wieczornym prysznicu. Mknąłem przez
kolejne wioski. Pozdrawiałem moim białym kapeluszem mieszkańców,
którzy siedzieli w cieniu. Gdy dojechaliśmy do Antsirasira, Selin
pokazał mi skrót przez plantacje kakao.
- Tylko
niech ksiądz uważa na wystające korzenie – dodał, po czym
wjechał między drzewa. Szybko dojechaliśmy na miejsce. Wręczyłem
Larysie przywiezione leki. Potem namaściłem olejem świętym
wyczerpaną gorączką dziewczynę. Od razy wróciłem na misje,
byłem zbyt zmęczony jazdą w ten upał, żeby spędzić tam
popołudnie.
Niestety
niedługo potem Larysa zmarła. Znałem drogę, więc postanowiłem,
że pojadę do jej wioski. Chciałem odprawić Mszę świętą i
pocieszyć pogrążoną w żałobie - po śmierci tak młodej osoby -
rodzinę. W drogę wyruszyłem razem z przewodniczącym katechistów
naszej parafii. Poprowadził mnie przez znany wszystkim skrót.
Pamiętam
o korzeniach – krzyknąłem i ruszyłem,
jechałem dosyć szybko, bo czasu nie było dużo. Uważałem na
wystające z ziemi „drzewne przeszkody”. Manewrowałem między
nimi. Wpatrywałem się uważnie w dół. A tymczasem uderzyłem
głową w gałęź kakaowca. Rosła ona tak nisko, że wjechałem w
nią. Dźwięk uderzenia zatrzymał mojego przewodnika.
- Nic
księdzu nie jest? – zamarł zdziwiony trzaskiem katechista.
- Nie,
nie – odpowiedziałem, choć tępy ból przeszywał mi czaszkę.
Dojechaliśmy
na miejsce. Uroczystości pogrzebowe miały
rozpocząć się od sakramentu pokuty. Spowiadałem - choć tego do
końca nie wiem, bo obudziłem się w fotelu ze stułą na ramionach.
Nietypowa godzinna drzemka, po zderzeniu z drzewem, dobrze mi
zrobiła. Po Mszy świętej i ugoszczeniu przez rodzinę, wróciliśmy
na nasza misję. Opowiedziałem współbraciom o zderzeniu z drzewem
kakaowca.
-
Zrobimy tabliczkę: Tu ksiądz Tomek uderzył w kakaowca –
naśmiewał się dyrektor placówki.
To
moje spotkanie z kakaowcem zyskało sławę. Jeszcze przez długie
miesiące przypominali mi, że mam uważać na korzenie,
jak również gałęzie.