piątek, 15 kwietnia 2016

Słowo Boże, które żyje ...


„Wybaw mnie, Boże, bo woda mi sięga po szyję. Ugrzązłem w mule topieli i nie mam nigdzie oparcia, trafiłem na wodną głębinę i nurt wody mnie porywa.” Te słowa psalmu 69, odmawiane w piątek trzeciego tygodniu, doświadczyłem na własnej skorze. Koniec marca na północy Madagaskaru odfituje w deszcze, zwłaszcza podczas cyklonów. Tamtego piątku była powódź w Bemaneviky. Do południa wszystkie ważne rzeczy (ryż, fasola i węgiel drzewny oraz baniaki z wodą pitną i generator prądotwórczy) wynieśliśmy na piętro. W południe niosłem garnek ugotowanego ryżu dla chłopców z internatu. 

Chociaż tyle za pomoc przy ratowaniu dobytku. Kiedy przechodziłem między oratorium a plebanią woda sięgała mi do klatki. Byłem prawie niesiony przez rwącą, chłodną, mulistą rzekę, która rozdzieliła naszą misję na dwie części. Ciężko mi było przedrzec się na drugą stronę, ale się udało. Bez garnka z ryżem na głowie, było łatwiej wracać. Na usta cisnęły się inne słowa z Psalmu 22 z liturgii tego piątkowego dnia: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” Ale Bóg nas wtedy nie opuścił. Zrobiliśmy co było w naszej mocy aby ratować nasze życie i mienie. Byliśmy zmęczeni, ale cali. Pozostało nam czekanie i modlitwa. Kiedy odprawialiśmy popołudniu Mszę świętą, poziom wody przestał się podnosić.


Nazajutrz rozpoczęliśmy wielkie sprzątanie. Zadanie na kolejne dni to wypędzić wszechobecną, błotną maź. Ile rąk do pracy, tylu ich potrzeba. W ruch idą wiadra i łopaty. Praca wre. A nam pozostaje tylko dodać "Chwalcie Pana, bo Pan jest dobry, śpiewajcie Jego imieniu, bo jest łaskawy. [...] Pan bowiem swemu ludowi sprawiedliwość zapewnia i lituje się nad swoimi sługami" z Psalmu 135.

Wszyscy pomagają w oczyszczeniu kościoła,
kaplicy,
przychodni,
szkoły ...


1 komentarz: