„Wybaw mnie, Boże, bo
woda mi sięga po szyję. Ugrzązłem w mule topieli i nie mam
nigdzie oparcia, trafiłem na wodną głębinę i nurt wody mnie
porywa.” Te słowa psalmu 69, odmawiane w piątek trzeciego
tygodniu, doświadczyłem
na własnej skorze. Koniec marca na północy Madagaskaru odfituje w
deszcze, zwłaszcza podczas cyklonów. Tamtego piątku
była powódź w
Bemaneviky. Do południa wszystkie ważne rzeczy (ryż, fasola i
węgiel drzewny oraz baniaki z wodą pitną i generator prądotwórczy)
wynieśliśmy
na piętro. W południe
niosłem garnek ugotowanego ryżu dla chłopców z internatu.
Chociaż
tyle za pomoc przy ratowaniu dobytku. Kiedy przechodziłem między
oratorium a plebanią woda
sięgała mi do klatki. Byłem prawie niesiony przez rwącą,
chłodną, mulistą rzekę, która rozdzieliła naszą
misję na dwie części.
Ciężko mi było przedrzec się na drugą
stronę, ale się udało. Bez garnka z ryżem na głowie, było
łatwiej wracać. Na usta
cisnęły się inne słowa z Psalmu 22 z liturgii tego piątkowego
dnia: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” Ale Bóg
nas wtedy nie opuścił. Zrobiliśmy co było w naszej mocy aby
ratować nasze życie i
mienie. Byliśmy zmęczeni, ale cali. Pozostało nam czekanie i
modlitwa. Kiedy odprawialiśmy popołudniu Mszę świętą,
poziom wody przestał się podnosić.
Nazajutrz rozpoczęliśmy wielkie sprzątanie.
Zadanie na kolejne dni to wypędzić
wszechobecną, błotną
maź. Ile rąk do pracy, tylu ich potrzeba. W ruch idą wiadra i łopaty. Praca wre. A nam pozostaje tylko dodać "Chwalcie Pana, bo Pan jest dobry, śpiewajcie Jego imieniu, bo jest łaskawy. [...] Pan bowiem swemu ludowi sprawiedliwość zapewnia i lituje się nad swoimi sługami" z Psalmu 135.
|
Wszyscy pomagają
w oczyszczeniu kościoła,
|
|
kaplicy, |
|
przychodni, |
|
szkoły ... |
Pisz dalej, pisz... ;)
OdpowiedzUsuń