wtorek, 26 października 2021

Szlachetne zdrowie…

Przyszedł znów czas na napisanie czegoś. Szybko mijają kolejne dwa tygodnie. Zacznę od upałów. Zrobiło się naprawdę ciepło. Czwartek-piątek-sobota mieliśmy codziennie po 36-37°C w cieniu. W południe nie jesteśmy w stanie wiele zrobić. Przypominają mi się rozmowy typowego mojego polskiego rozmówcy, który nigdy nie był w cieplejszym kraju: „jakby się wzięli za robotę, to by mieli co jeść”. Nie da się pracować w takich warunkach. Moment kryzysowy dyrektora w piątek nie zapowiadał mi nic strasznego. Nasz przełożony ma przecież ponad siedemdziesiąt lat, myślałem sobie. Po tygodniu w szkole przydałby się mały odpoczynek, a sobota dla ekonoma to „niezła jazda” – niekończąca się kolejka interesantów. Przedpołudnie zakończyłem mocno poddenerwowany, osobami, które nie powinny się pojawić. Popołudnie dalej intensywnie: przygotowanie kazania na niedzielę, spowiedź młodych w oratorium, potem wieczór z aspirantami.

Pierwszy raz odprawiałem Mszę niedzielną sam w Ankililoaka. Kazanie wyszło mi nawet zgrabnie, pomyślałem sobie nieskromnie. Kiedy stanąłem do ofiarowania, poczułem przytłoczenie, ciepło ogarnęło mnie całego. Kończyłem przeistoczenie mocno spocony, zasapany. Pamiętam, że się pomyliłem w końcówce tekstu. Uroczyście odśpiewane „Ojcze nasz” i … zawirowało mi w głowie. Nie widzę tekstu, słabość dopada, czuję, że będzie źle. Siadam, myśląc, że to będzie chwila. Osunąłem się na fotelu. Potem opowiedzieli, że wynieśli mnie do sali obok. Cucili mnie przez godzinę, więc zdążył dojechać lekarz z przychodni, który podał od razu kroplówkę i zdecydował o przewiezieniu do szpitala w Tulear. Przełożona trynitarek wiozła mnie do pewnego momentu, potem za kierownicę siadł proboszcz wracający z otwarcia synodu naszej diecezji. Wszystko trochę jak w półśnie, lekarz, pielęgniarz, kroplówka, zastrzyki, trochę picia. Czuwał wciąż nade mną jeden z aspirantów. Doszedłem do siebie w poniedziałek wieczorem, wtedy też odłączono mnie od stojaka ze zmieniającymi się butelkami. Odpocząłem to na pewno, mimo upału, oczywiście już dawno tyle nie spałem. Czy to efekt podawanych lekarstw?

We wtorek wyszedłem, dyrektor odebrał nas z kliniki. Droga powrotna była spoko – zelżało, już nie jest tak ciepło. Wieczorem dostałem przy stole „braterskie” upomnienie, żeby się oszczędzać. Mam nadzieję, wziąć do serca. Zwolniłem, to na pewno. Próbuję spędzać więcej czasu popołudniu w pokoju, bo jest w nim jedynie 28-29°C, a na zewnątrz wróciły upały. Próbuję uporządkować sprawy pracownicze, skoro już muszę siedzieć w domu. Kolejne skoroszyty pięćdziesiątki zatrudnionych w szkołach, radio, warsztacie, polu i domu w ruch. Zebrałem mnóstwo informacji, poukładałem … po swojemu. Zacząłem przygotowywać w wersji elektroniczne formularze do podatków i ubezpieczeń społecznych – będzie mniej pisania ręcznie

„Życzymy zdrowia”, powtarzają duzi i mali. Czytającym też życzę zdrowia 😊

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz