wtorek, 24 maja 2016

To było niezapomniane spotkanie


Selin był katechistą w Andimaka, w wiosce położonej na południe od naszej misji w Bemaneviky. Pomagał nam w duszpasterstwie młodzieżowym. Ceniłem go za oddanie i poświęcenie na rzecz naszej parafii. Niestety pewnego dnia jego siostra Larysa ciężko zachorowała. Selin przejęty stanem zdrowia siostry, poprosił o przyjazd księdza. Zwykle przywozimy ze sobą, nie tylko oleje do sakramentu namaszczenia chorych, lecz także lekarstwa.
W południe pojechaliśmy rowerami do Andimaka. Upał był niemiłosierny. Żar lał się z nieba. Byłem mokry jak po wieczornym prysznicu. Mknąłem przez kolejne wioski. Pozdrawiałem moim białym kapeluszem mieszkańców, którzy siedzieli w cieniu. Gdy dojechaliśmy do Antsirasira, Selin pokazał mi skrót przez plantacje kakao.
- Tylko niech ksiądz uważa na wystające korzenie – dodał, po czym wjechał między drzewa. Szybko dojechaliśmy na miejsce. Wręczyłem Larysie przywiezione leki. Potem namaściłem olejem świętym wyczerpaną gorączką dziewczynę. Od razy wróciłem na misje, byłem zbyt zmęczony jazdą w ten upał, żeby spędzić tam popołudnie.
 

Niestety niedługo potem Larysa zmarła. Znałem drogę, więc postanowiłem, że pojadę do jej wioski. Chciałem odprawić Mszę świętą i pocieszyć pogrążoną w żałobie - po śmierci tak młodej osoby - rodzinę. W drogę wyruszyłem razem z przewodniczącym katechistów naszej parafii. Poprowadził mnie przez znany wszystkim skrót.

Pamiętam o korzeniach – krzyknąłem i ruszyłem, jechałem dosyć szybko, bo czasu nie było dużo. Uważałem na wystające z ziemi „drzewne przeszkody”. Manewrowałem między nimi. Wpatrywałem się uważnie w dół. A tymczasem uderzyłem głową w gałęź kakaowca. Rosła ona tak nisko, że wjechałem w nią. Dźwięk uderzenia zatrzymał mojego przewodnika.
- Nic księdzu nie jest? – zamarł zdziwiony trzaskiem katechista.
- Nie, nie – odpowiedziałem, choć tępy ból przeszywał mi czaszkę.

Dojechaliśmy na miejsce. Uroczystości pogrzebowe miały rozpocząć się od sakramentu pokuty. Spowiadałem - choć tego do końca nie wiem, bo obudziłem się w fotelu ze stułą na ramionach. Nietypowa godzinna drzemka, po zderzeniu z drzewem, dobrze mi zrobiła. Po Mszy świętej i ugoszczeniu przez rodzinę, wróciliśmy na nasza misję. Opowiedziałem współbraciom o zderzeniu z drzewem kakaowca.
- Zrobimy tabliczkę: Tu ksiądz Tomek uderzył w kakaowca – naśmiewał się dyrektor placówki.
To moje spotkanie z kakaowcem zyskało sławę. Jeszcze przez długie miesiące przypominali mi, że mam uważać na korzenie, jak również gałęzie.
 

środa, 18 maja 2016

Czerwona Wyspa... historia kraju po 1960 roku

Nowym etapem historii Madagaskaru, było otrzymanie niepodległości w 1960 roku i utworzenie republiki. Niestety rządy Filiberta Tsiranana, pierwszego prezydenta nie były spokojne. W latach siedemdziesiątych nastąpiło załamanie polityki i rządy objąło Dyrektorium wojskowe z Didier Ratsiraka na czele. Wprowadzono  malgachisation, czyli odrzucenie wszelkich wpływów kultury i języka francuskiego. Kraj przybliżył się do kręgu socjalistycznego i zacieśnił współpracę z Rosją, ówczesną NRD i Korea Północną. W latach dziewięćdziesiątych, zaczął się nowy etap w historii Czerwonej wyspy. Po dwudziestu latach rządów Didier Ratsiraka, do władzy doszedł Albert Zafy.
W 1996 Ratsiraka - wśród niezadowolenia społeczeństwa - powrócił na urząd prezydenta. Dzięki propagandzie i referendum zmienił  konstytucje - przez co zwiększył swoją władzę, a zmniejszył rolę parlamentu.
Rok 2001 przyniósł nowe zmiany. Po sfałszowanych wyborach Ratsiraka musiał ustąpić. Zamieszki opozycyjnych działaczy, zgrupowanych wokół Marca Ravalomanana, rozprzestrzeniły się na całą wyspę. W 2002 roku do władzy doszedł Ravalomanana, poparty przez większość społeczeństwa. Stany Zjednoczone jako pierwsze poparły nowego prezydenta, dzięki czemu zyskały większy wpływ na politykę wewnętrzną Madagaskaru. Partia nowego prezydenta zdobyła większość w parlamencie i dokonała kolejnych zmian. „Plan rozwoju dla Madagaskaru” proponowany przez Ravalomanana nie zawsze wcielany był w życie. Pomimo pomocy Banku Światowego i innych organizacji międzynarodowych, rosło niezadowolenie społeczne.

Mimo poparcia w kolejnych wyborach pozycja Ravalomanana osłabła, coraz bardziej raził jego autorytaryzm. Malgasze po raz kolejny poczuli się zawiedzeni. Rozwiązanie parlamentu i  sprzedaż uprawnej ziemi malgaskiej, spowodowało w 2009 roku kolejną falę - krwawo stłumionych - strajków. Na ich czele stanął Andry Rajoelina, burmistrz Antananarivo.
Przez cztery lata przewodniczy on „tymczasowemu” rządowi, który wspierany były przez Unię Afrykańską. Próbowano ustabilizować sytuację polityczną na Madagaskarze. W 2013 roku udało się doprowadzić do wyborów prezydenckich i parlamentarnych.
Sytuacja wydaje się unormowana, ale historia kołem się toczy i „pokojowy naród” znów stoi na progu niespokojnych czasów. 

Zdjęcie czterech prezydentów pochodzi z www1.rfi.fr/actufr/articles/116/article_83384.asp
(na górze po lewej Rajoelina, po prawej - Ratsiraka, na dole po prawej - Zafy, po lewej - Ravalomanana)   

sobota, 7 maja 2016

Madagaskar ... historia do wielkiej masakry

Wyspa została zasiedlona bardzo dawno temu. Malgasze są potomkami ludności przybyłej w kolejnych falach osadniczych z Azji Południowo-Wschodniej i Afryki. Zróżnicowanie geograficzne wyspy sprzyjało powstaniu grup etnicznych. Patrząc na kulturę i język, mam wrażenie, że na Madagaskarze spotkały się Afryka, Arabia i Azja.

Królowa Ranavalona III
Europejczycy odkryli wyspę dzięki Diego Diaz, portugalskiemu żeglarzowi. Najbardziej zainteresowani krajem byli Francuzi i Brytyjczycy. Szesnasty, do połowy osiemnastego wieku to czas ich rywalizacji. Kolonizatorzy korzystali z bogactw naturalnych, upraw i wprowadzili niewolnictwo. Oni też próbowali osiedlić się tworząc osady na obrzeżach lądu, które są dzisiaj wielkimi portami Madagaskaru. W tym czasie pojawili się tez pierwsi misjonarze katoliccy i protestanccy.

Ważnym momentem w historii Madagaskaru były czasy królestwa Merina, plemienia, które zawładnęło ziemie Betsileo na płaskowyżu i większość wyspy. Jedyny opór stawiało na zachodzie plemię Sakalava. Dynastia królewska wyrzuca misjonarzy i odcina się od europejskich wpływów. Niestety trudności w utrzymaniu rządów i chęć Francuzów do panowania na Oceanie Indyjskim z Madagaskaru, doprowadziły do uzależnienia i kolonizacji wyspy pod koniec XIX wieku.

Kolonizatorzy zapewnili postęp Czerwonej Wyspie. Pojawiły się dwie linie kolejowe, rozbudowano główne porty, wprowadzono prawa i instytucje jak w Republice. Po Drugiej Wojnie Światowej, Malgasze próbują wywalczyć sobie niepodległość. Powstanie z 1947 roku zostało krwawo stłumione, do dziś dzień dwudziesty dziewiąty marca jest świętem narodowym ku czci poległych w masakrach.

Zdjęcia użyte zob. labodiplo.wordpress.com

sobota, 23 kwietnia 2016

Krócej nie znaczy mniej


     Wiele wody musiało upłynąć w Wiśle, a może w Sambirano na Madagaskarze, żebym z dystansem mógł spojrzeć na swoją misję.
     Pierwsza książka, którą wydał Salezjański Ośrodek Misyjny nosi tytuł "Mada. Dziennik młodego misjonarza". Są to zapiski z moich pierwszych dwóch lat na misji. Co wieczór siadałem i pisałem kilka zdań dla Ryby* - to był jego pomysł. Nie ważne, czy byłem zmęczony, nie było prądu lub chmara komarów wisiała mi nad głową – codziennie mobilizowałem się, aby napisać kilka słów. Trzy grube zeszyty, 732 dni (bez dwóch, bo przegrałem z chorobą), tysiące wspomnień. Trochę się uzbierało.
     „Historie wyryte kamieniami", to połowa książki sprzed siedmiu lat. Kiedyś, starszy misjonarz zdradził mi pewną regułę: po roku misji możesz napisać grubą książkę, po dziesięciu latach krótszą, a po dwudziestu nie skusisz się nawet na mały artykuł.
     Na początku wszystko jest nowe: osoby, rzeczy, język, zwyczaje. Potem codzienność staje się oczywista. Wreszcie zostaje samo życie. Oddychasz, nie patrzysz czym. Po prostu oddychasz. Jesteś na misji, nie spoglądasz już na kolor skóry, ubrania, przyzwyczajenia. Żyjesz misją. Jeśli żyjesz świadomie, zawsze coś może Cię zaskoczyć.
     Nowa książka, to wspomnienia z misji, które na trwałe wyryły się w mojej pamięci. Chciałbym, aby "Historie wyryte kamieniami" wprowadziły Was w malgaski świat, który zostanie w waszej pamięci.

* Ks. Marek Rybiński, salezjanin, nazywany przez nas “Ryba”. Pracował przez cztery lata w Tunezji. Tam został zamordowany w 2011 roku.

piątek, 15 kwietnia 2016

Słowo Boże, które żyje ...


„Wybaw mnie, Boże, bo woda mi sięga po szyję. Ugrzązłem w mule topieli i nie mam nigdzie oparcia, trafiłem na wodną głębinę i nurt wody mnie porywa.” Te słowa psalmu 69, odmawiane w piątek trzeciego tygodniu, doświadczyłem na własnej skorze. Koniec marca na północy Madagaskaru odfituje w deszcze, zwłaszcza podczas cyklonów. Tamtego piątku była powódź w Bemaneviky. Do południa wszystkie ważne rzeczy (ryż, fasola i węgiel drzewny oraz baniaki z wodą pitną i generator prądotwórczy) wynieśliśmy na piętro. W południe niosłem garnek ugotowanego ryżu dla chłopców z internatu. 

Chociaż tyle za pomoc przy ratowaniu dobytku. Kiedy przechodziłem między oratorium a plebanią woda sięgała mi do klatki. Byłem prawie niesiony przez rwącą, chłodną, mulistą rzekę, która rozdzieliła naszą misję na dwie części. Ciężko mi było przedrzec się na drugą stronę, ale się udało. Bez garnka z ryżem na głowie, było łatwiej wracać. Na usta cisnęły się inne słowa z Psalmu 22 z liturgii tego piątkowego dnia: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” Ale Bóg nas wtedy nie opuścił. Zrobiliśmy co było w naszej mocy aby ratować nasze życie i mienie. Byliśmy zmęczeni, ale cali. Pozostało nam czekanie i modlitwa. Kiedy odprawialiśmy popołudniu Mszę świętą, poziom wody przestał się podnosić.


Nazajutrz rozpoczęliśmy wielkie sprzątanie. Zadanie na kolejne dni to wypędzić wszechobecną, błotną maź. Ile rąk do pracy, tylu ich potrzeba. W ruch idą wiadra i łopaty. Praca wre. A nam pozostaje tylko dodać "Chwalcie Pana, bo Pan jest dobry, śpiewajcie Jego imieniu, bo jest łaskawy. [...] Pan bowiem swemu ludowi sprawiedliwość zapewnia i lituje się nad swoimi sługami" z Psalmu 135.

Wszyscy pomagają w oczyszczeniu kościoła,
kaplicy,
przychodni,
szkoły ...


sobota, 9 kwietnia 2016

Skąd taki tytuł?

Tytuł "Historie wyryte kamieniami" zaczerpnięty jest z tradycyjnej zabawy malgaskiej, nazywanej tantara vato lub vato miteny.
Zwykle jak przychodzisz do oratorium, to znajdujesz co najmniej dwoje, troje dzieci bawiących się kamieniami. Na Madagaskarze, miejsce gier i rozrywek znanym w Europie, zajmuje zabawa odwołująca się do tradycji przodków. 
Zbierasz kilka ładnych kamieni. Potem nie rozsiadasz się na fotelu przed komputerem, ale na ziemi lub cemencie. Zamiast stukać w klawiaturę, uderzasz kamieniem o kamień. Wszystko ma sens. Opowiadasz historie ze swego otoczenia: z domu, ze szkoły, z podwórka. Historie pełne emocji. Duże kamienie, to mama i tata lub wujek, małe to dziecko i jego rodzeństwo lub koledzy. Podczas stukania kamieni, dzieci mówią o swoich przeżyciach, radościach i lękach. Odkrywa się nowy świat.
Czytając książkę "Historie wyryte kamieniami", nie musisz brać kamieni, ale możesz sobie wyobrazić moje przeżycia, radości i zmagania.

piątek, 1 kwietnia 2016

Życie na siódmym kontynencie

Czuć jeszcze zapach farby. Ciężka, ale ma niecałe sto stron. Kolorowa, bogactwem zdjęć. Jak się będzie czytać?
Właśnie ukazała się nowa publikacja. Zatytułowana dziwnie: "Historie wyryte kamieniami". Tytuł wytłumaczę następnym razem. W książce opowiadam o moim pobycie na Madagaskarze. Roczna nauka malgaskiego i miałem wrażenie nic z tego nie wyszło. Poznawałem życie w centrum kraju, wśród plemienia Betsileo.
Na kolejne cztery lata wyjechałem w specyficzne środowisko niewielkiej wioski na północy kraju - Bemaneviky. Poznałem jeszcze więcej z miejscowego życia. Tym razem byłem wtopiony w codzienność niewielkiej społeczności plemienia Sakalava. Odmienny język, zwyczaje, nawyki. 
Potem przejechałem prawie dwa tysiące kilometrów, całkiem na południe Madagaskaru. Przez dwa lata pracowałem wśród dzieci i młodzieży wielkiego miasta portowego - Tulearu, skupiającego okoliczne plemiona. W ostatnim roku przeniosłem się znów do Fianarantsoa. Gościnne centrum kraju przyjęło mnie po raz kolejny.
W drugiej części książki udzieliłem wywiadu. Po dziesięciu latach pobytu na Madagakarze, to już inny człowiek patrzy na otaczający go świat.